Trąd w pałacu demokracji

Autorstwa Oren Rozen - Praca własna, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=128224120

Zapew­ne nie spo­dzie­wał się Ugo Bet­ti, że rze­czy­wi­stość tak – w histo­rycz­nej per­spek­ty­wie prze­cież szyb­ko – stra­we­stu­je tytuł jego świet­nej sztu­ki. Stra­we­stu­je i uogól­ni. Nie­le­d­wie przed­wczo­raj­szej nocy izra­el­ski Kne­set ska­żo­ny został trą­dem auto­ry­ta­ry­zmu i sam zaka­ził resz­tę fila­rów demo­kra­cji Izra­ela. W szyb­kim, nie­mal mode­lo­wym gło­so­wa­niu noc­nym, ogra­ni­czo­no w wie­lu wymia­rach upraw­nie­nia kon­tro­l­ne Sądu Naj­wyż­sze­go Izra­ela. Jest to tym bar­dziej waż­kie, że tak publi­cy­stycz­ny jak i aka­de­mic­ki komen­ta­riat” dawał wyraz w swych wypo­wie­dziach, że nie­mal­że wzor­co­we izra­el­skie spo­łe­czeń­stwo oby­wa­tel­skie, w jed­no­li­tej, zgod­nej fali pro­te­stów par­tyj­no-poli­tycz­nych, jak i ulicz­nych, potra­fi­ło zablo­ko­wać reali­za­cję auto­ry­tar­nych celów rzą­du pre­mie­ra Netanjahu.

Nic bar­dziej złud­ne­go. Star­czy­ło kil­ka godzin noc­nych, by oka­za­ło się, że owa „spo­łecz­na oby­wa­tel­skość” jest prak­tycz­nie fun­ta kła­ków nie­war­ta; że słu­ży raczej jako uspo­ko­je­nie sumień i zara­zem wen­tyl bez­pie­czeń­stwa, nic wspól­ne­go nie mając ze spra­wo­wa­niem wła­dzy przez suwe­re­na, jak przy­sta­ło­by na Repu­bli­kę. A prze­cież trze­ba mieć w pamię­ci, że ów suwe­ren napraw­dę się „przy­ło­żył” do swych obo­wiąz­ków, orga­ni­zu­jąc dostęp­ne sobie zacho­wa­nia i trwa­jąc na wyso­kim dia­pa­zo­nie ich reali­za­cji przez kil­ka miesięcy.

Z tego, co sta­ło się w Izra­elu, widać – dla mnie przy­naj­mniej jed­no­znacz­nie – że narzę­dzia poli­tycz­ne uży­wa­ne przez spo­łe­czeń­stwo tzw. demo­kra­cji zachod­nich, demo­kra­cji libe­ral­no-pro­ce­du­ral­nych, do „bycia suwe­re­nem” są wyso­ce nie­do­sko­na­łe. Wię­cej – sta­wia­ją pod zna­kiem zapy­ta­nia nasze, peł­ne nie­ja­kiej ufno­ści dok­try­nal­nej i prak­tycz­nej, podej­ście do kwe­stii oby­wa­tel­sko­ści. Ów znak zapy­ta­nia doty­czy samej isto­ty spra­wy, czy­li odpo­wie­dzi na kwe­stię fun­da­men­tal­ną dla przy­szło­ści demo­kra­cji i sta­rań o nią, bądź jej resty­tu­cję: co ozna­cza dzi­siaj poli­tycz­ny sta­tus bycia oby­wa­te­lem? Do tej pory dość machi­nal­nie, by nie rzec – bez­myśl­nie, odkle­pu­je­my z pamię­ci kil­ka cech praw­nych, z któ­rych na pierw­szy plan wysu­wa­ją się róż­no­ra­kie for­ma­li­zmy, z miej­scem uro­dze­nia, pese­lem czy nume­rem pasz­por­tu na cze­le. Szczy­ci­my się rze­ko­mym (a niech­by i fak­tycz­nym, choć mnie to ani nie prze­ko­nu­je, ani nie zado­wa­la) pogłę­bia­niem tre­ści tych for­ma­li­zmów poprzez hasła, iż „nikt nie jest nie­le­gal­ny” etc. etc. Cał­ko­wi­cie nato­miast w samo­pas dok­try­na, jak i prak­ty­ka poli­tycz­na, pozo­sta­wi­ły pro­blem sen­su oby­wa­tel­stwa w struk­tu­rze insty­tu­cji pań­stwa, rela­cji z tymi struk­tu­ra­mi, okre­śla­ją­cy­mi, co tzw. oby­wa­tel real­nie może zdzia­łać w zakre­sie roz­ma­itych poli­tyk publicz­nych jak i samej struk­tu­ry pań­stwo­wej. Cała, lite­ral­nie dość boga­ta treść dok­try­ny, w tej mate­rii wyra­ża się (uprasz­czam, rzecz jasna) w try­wial­nej tezie, że oby­wa­tel swój udział we wła­dzy oka­zu­je gło­su­jąc co kil­ka lat w wybo­rach, przy czym nie­rzad­ko doda­je się – psy­cho-socjo­lo­gi­zu­jąc pro­blem – iż jest to tak napraw­dę gło­so­wa­nie noga­mi, a nie umy­słem. No, osta­tecz­nie – emocjami.

Jeże­li dzi­siaj – na róż­nych forach i róż­nym pozio­mie abs­trak­cji czy kon­kre­tu – zasta­na­wia­my się nad prze­słan­ka­mi i wyzwa­nia­mi demo­kra­cji – tak dzi­siej­szej, jak i przy­szłych naszych wyobra­żeń o tym ustro­ju – to musi­my pod­jąć trud reflek­sji i okre­śle­nia, czym jest współ­cze­śnie poj­mo­wa­ne oby­wa­tel­stwo poje­dyn­cze­go czło­wie­ka, jak i całe­go spo­łe­czeń­stwa: oby­wa­tel­stwo poj­mo­wa­ne przez real­ne funk­cje i warun­ki do ich peł­nie­nia. Bez tego wszel­kie nasze roz­wa­ża­nia dok­try­nal­ne i prak­tycz­ne pozo­sta­ną jało­we, a auto­ry­ta­ryzm wobec czło­wie­ka nie­wy­po­sa­żo­ne­go w instru­men­ty reali­za­cji jego – po nowe­mu okre­ślo­nej oby­wa­tel­sko­ści – pozo­sta­nie zawsze w prze­wa­dze. A trąd w pała­cu demo­kra­cji ska­zi i znisz­czy – co już dziś widać wyraź­nie – tak jed­nost­ki, jak i spo­łe­czeń­stwo. Przy­kład Izra­ela jest jed­no­znacz­nym mar­ke­rem tej zarazy.

2 thoughts on “Trąd w pałacu demokracji

  1. Bar­dzo gorz­ki tekst, ale chy­ba, cho­le­ra, praw­dzi­wy. W Pol­sce uty­sku­je­my na bier­ność, brak zaan­ga­żo­wa­nia oby­wa­te­li. A tym­cza­sem przy­kład Izra­ela poka­zu­je, że nawet naj­le­piej zor­ga­ni­zo­wa­ne spo­łe­czeń­stwo oby­wa­tel­skie nic nie zna­czy w zde­rze­niu z auto­ry­tar­ną wła­dzą. Z naszych, pol­skich doświad­czeń widzi­my, jak waż­na jest nasza przy­na­leż­ność do UE. To dzię­ki naci­skom Unii wła­dza cofa się w swo­jej chę­ci nisz­cze­nia pra­wo­rząd­no­ści. Dru­gim ele­men­tem jest posta­wa nie­złom­nych sędziów, szcze­gól­nie w Sądzie Naj­wyż­szym, któ­rzy serią wyro­ków roz­wa­li­li naj­bar­dziej prze­stęp­cze dzia­ła­nia tej wła­dzy. Otwar­tym pozo­sta­je pyta­nie, czy sza­ry oby­wa­tel ma jaki­kol­wiek spo­sób na obro­nę przed auto­ry­ta­ry­zmem, poza kart­ką wyborczą?

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.