Szczyt Bliskowschodni w Warszawie, przedstawiany przez rządową propagandę jako sukces polskiej dyplomacji, stał się w rzeczywistości jej największą porażką od czasu słynnego 1:27 w sprawie D. Tuska. Zorganizowanie szczytu w Polsce było pomysłem Donalda Trumpa i to on rozdawał tu karty. Polsce wyznaczył jedynie rolę organizatora. To Trump zdecydował, że na konferencję nie zostanie zaproszony Iran. Ale to Polska przez to popadła w zupełnie nam niepotrzebny konflikt z tym państwem. Następnym ciosem były niefortunne, a nawet skandaliczne wypowiedzi polityków izraelskich, obarczające Polaków współodpowiedzialnością za Holocaust. To doprowadziło do odwołania szczytu Grupy Wyszehradzkiej, który miał się, nie wiadomo czemu, odbyć w Izraelu. Jednak premierzy Słowacji, Czech i Węgier i tak spotkali się w Jerozolimie, aby podpisać z Izraelem umowy handlowe. Tak wiec Polska pozwoliła się wykorzystać USA, doprowadziła do konfliktu z Iranem, pozwoliła się obrażać prawicowym politykom izraelskim i jeszcze za to wszystko zapłaciła. Tak wygląda „wstawanie z kolan”? Ś.p. W. Bartoszewski nazwał ich kiedyś „dyplomatołkami”. Dosadnie, ale czyż nie miał racji?